DZIŚ NA OBIAD BĘDZIE ŚMIERĆ

47E77904CB

Nigdy nie przypuszczałam, że ludziom będzie się nudziło do tego stopnia, by w wolnym czasie zaglądali mi do talerza i piętnowali mnie za to co się na tym talerzu znajduje. A co się znajduje? Średnio wysmażony stek. Kawałki kurczaka w panierce. Nadziewane boczkiem i serem roladki z wieprzowiny. No mięso generalnie. Cudownie pachnące, polane sosem, ociekające tłuszczem, w którym było smażone- mięso. Ładuje je sobie na talerz bez większych refleksji i wyrzutów sumienia i aż mi ślinka cienkie na myśl, że za chwilę wpakuje je sobie do ust. Jestem mordercą.

WARA OD MOJEGO TALERZA
Nie mam nic do wegetarian, wegan, frutarian czy innych jeszcze osób, które z danej grupy żywności zrezygnowały z takich czy innych powodów, od światopoglądu, przez religię aż do diet wszelkiej maści. Nie chcesz jeść mięsa, okej, nie jedz.  Nie tkniesz żadnego produktu pochodzenia zwierzęcego i chce Ci się latać po sklepach w poszukiwaniu mleka roślinnego i wydawać na nie miliony monet- proszę bardzo. Jesz same owocki, warzywka i sałatki? Też fajnie. Nie zaglądam Ci do talerza, nie nazywam Cię debilem z tytułu tego co na tym talerzu jest i traktowanie mnie w taki sam sposób naprawdę nie jest trudne.

Nie mówię, że każdy wegetarianin to oszołom, który bedzie wyzywał od morderców i głupich debili każdego, kto odważy się zjeść pierś kurczaka. To działa też w drugą stronę, znajdą się mięsożercy, którzy będą obrażać kogoś, kto tego mięsa nie je; ale jak zawsze i wszędzie, Ci najgłupsi zawsze krzyczą najgłośniej i mimo iż po obu stronach barykady są normalni ludzie i w sumie nie ma większego problemu żeby wegetarianin i mięsożerca się przyjaźnili, czy nawet wyszli razem na obiad na mieście, to te normalne osoby zginą w tłumie przytłoczone krzykiem debili.

„Zjem sobie pyszny obiadek jebcie się zielone cwele zacznijcie jest mięso kurwy”
„Prawdziwy mężczyzna je mięso. Tofu na talerzu faceta to śmierć”
„Obrzydza mnie myśl, że miałabym używać noża, którym było krojone mięso”
„Rzygać mi się chce, gdy ktoś przy mnie mówi o mięsie”

Takie kwiatki na przykład znajduję sobie w sieci. Nie mówiac już o durnych argumentach pod tytułem „Hitler był wegetarianinem, zabił 17 milionów ludzi. Stalin nie był- zabił 23 miliony ludzi. Jeden zero dla wegetarian, bijacz”. I filmach pokazujących jak traktowane są zwierzęta w fermach.

Te filmy to w ogóle jest osobna kwestia. Widziałam je już nie raz i naprawdę przerażają mnie warunki życia i śmierci zwierząt, ale nijak nie przekonuje mnie to do przejścia na wegetarianizm. W momencie w którym obejrzałam taki filmik i nadal z uśmiechem na ustach jem burgera staje się pewnie kimś pokroju mordercy w oczach niektórych wegetarian (tych oszołomskich), ale naprawde, ani trochę mnie to nie rusza. Może nie potrafiłabym jeśc kotleta w trakcie oglądania takiego filmiku, ale już po obejrzeniu jak najbardziej. I wiecie, nie robię nic złego.

Złe nie jest to, że ludzie jedzą mięso. Złe jest to jak zwierzęta są traktowane przez ludzi. Zaprzestanie jedzenia mięsa ich warunków życia nie poprawi i nie zagwarantuje im humanitarnej śmierci, a juz na pewno nie w przypadku, gdy jedzenia mięsa zaprzestanie jednostka pragnąca uspokoić własne sumienie. Nie w przechodzeniu na wegetarianizm droga, a w dążeniu do polepszenia warunków zwierząt rzeźnych, przez podpisywanie petycji na przykład. Zaczniesz jeśc roślinki, Twoje sumienie bedzie spokojne, bedziesz miał świadomość, że jesteś lepszy od mięsożerców, ale zwierzęta w rzeźniach w dupie maja Twój wegetarianizm. Bo nadal są zabijane i przetrzymywane w koszmarnych warunkach. I będą, chyba, że wszyscy przejdziemy na wegetarianizm- wszyscy, rozumiecie, siedem miliardów ludzi wpieprzających roślinki. Tak się nie da. Ja przynajmniej tego nie widzę.

Jest też mięso pochodzące na przykład ze wsi, gdzie zwierzęta nie są hodowane i zabijane masowo. Ja wiem, że masówka jest potrzebna, żeby wyżywić całą pragnącą mięsa na talerzu ludzkość, ale zaopatrywanie się na wsi też jest jakąś alternatywą dla modnego teraz przechodzenia na wegetarianizm, po to, żeby zwierzęta nie cierpiały.

Jedna rzecz mnie ciekawi: Czy jako mięsożercy bylibyście być w stanie w długoterminowym związku z wegetarianinem i na odwrót? Przeczytałam kiedyś wypowiedź wegetarianki, która odrzucała facetów, dlatego, że jedli mięso. Z początku pomyślałam, że jakaś trzepnięta, ale jak wyobraziłam sobie sytuację, w której do końca zycia musze robić dwa obiady- jeden dla siebie, drugi dla męża i w dodatku nie możemy go zjeść w jednym pomieszczeniu bo „obrzydza go fakt iż w moich ustach znalazło się mięso” to zaczynam ją rozumieć. Nawet w takim mało oszołomskim przypadku, gdzie partner nie próbuje nas nawrócić na swoją dietę i mogę trzymać pierś z kurczaka obok jego tofu na półce w lodówce bez kłótni i fochów, byłoby ciężko codziennie przygotowywać dwa posiłki. To po pierwsze kwestia wygody, a po drugie też różnic światopoglądowych, no bo w momencie gdy szukamy partnera na całe zycie to chyba szukamy kogoś w miarę podobnego do nas samych, żeby się przez to całe życie nie pozabijać o różnice w sposobie myślenia.

No i jeszcze sprawa dzieci. Co z dziećmi, karmić mięsem, czy nie? Kolejny oszołomski aspekt wegetarianizmu- nie dawać dzieciom mięsa. Bo tak, bo jestem rodzicem i dziecko ma mieć te same poglądy co ja. A może by tak dać dziecku wybór? Pozwolić mu zdecydować czy chce jeść mięso, czy nie chce? Dużo ludzi w ogóle nie widzi sensu w takim rozwiązaniu. Jak to, pozwolić dziecku wybrać, zamiast narzucac mu swoją wolę, chore jakieś.

Obie diety, zarówno mięsna jak i bezmięsna mogą być zdrowe jeśli się je odpowiedno ułoży, ale nie kombinowałabym z taką dietą u dziecka, bo na etapie, w którym dziecko jeszcze się rozwija łatwo jest zaważyć na reszcie jego życia przez niedopilnowanie uzupełniania niedoborów jakichś witamin.  Pewnych witamin jest w mięsie i produktach pochodzenia zwierzęcego więcej niż w produktach roślinnych, trzeba kombinować jak uzupełniać te braki, biegać do dietektyków, w związku z czym łatwiej jeśc mięso niż nie jeść mięsa. I taniej.

Możemy się kłócić co jest bardziej naturalne- jedzenie mięsa, czy dieta bezmięsna. Możemy się kłócić, która dieta jest zdrowsza. Możemy się wyzywać nawzajem, wypominać głupotę albo braki kręgosłupa moralnego. A moglibyśmy sobie nie zaglądać do talerza i żyć obok siebie w zgodzie, jednoczesnie robiąc coś, co faktycznie poprawi zwierzętom w rzeźniach warunki ich życia.

Jeśli spodobało Ci się w Podziemiu,  zachęcam do zostania na dłużej. Miejsca jest dosyć.Tutaj możesz podnieść kciuk w górę i pokazać, że podoba Ci się moja twórczość, oraz być na bieżąco z nowymi wpisami.

29 uwag do wpisu “DZIŚ NA OBIAD BĘDZIE ŚMIERĆ

  1. Ech, to oszołomstwo nie tylko w sieci… idziesz do kawiarni, gdzie mają kanapki, i słyszysz komentarz przy ladzie „O, dwa rodzaje bez padliny!” To już jest po prostu brak kultury.
    Dzieci jak dzieci, ale są wykolejeńcy promujący np. wegetariańską dietę dla kotów. To już powinno być szczute i karane, bo zwierzaki padają z wycieńczenia potem.

    Polubione przez 1 osoba

    • Dzieci też, bo generalnie nie wyobrażam sobie dziecku, które potrzebuje tak naprawdę wszystkiego nie dać mleka, bo weganizm taki spoko. Człowiek dorosły, który już się nie rozwija może sobie kombinować z dietami, ale dziecko?
      O tych wegetariańskich dietach dla kotów i psów też słyszałam, oszołomstwo straszne. Nie mam nawet pojęcia jak to zargumentować tak bez sensu mi się wydaje ;D

      Polubienie

    • Skoro chcemy zrobić psu lub kotu ludzką dietę, to sami spróbujmy tej psiej lub kociej. Po dniu-dwóch jedzenia żarcia z puszki i suchej karmy chyba każdy stwierdzi, że co jest dobre dla zwierzęcia, nie musi być dobre dla człowieka. Można też spróbować z karmą dla rybek lub dla gryzoni…

      Polubione przez 1 osoba

  2. „Obrzydza mnie myśl, że miałabym używać noża, którym było krojone mięso” zdania o mnie 🙂
    Nie jem mięsa, aczkolwiek nie mam z tym problemu, żeby ktoś je jadł. Normalnie jem swój wegetariański obiad przy stole z rodziną, która ma na swoim talerzu mięso.
    Nie lubię, gdy ktoś ingeruje w to, że nie jestem mięsa, dlatego też nie zaglądam innym w talerz 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  3. Nie widzę żadnego problemu w istnieniu związku kobiety i mężczyzny, gdy jedno z nich jest wege. Znam osobiście kilka takich par i żyją od lat w idealnej symbiozie, po prostu każdy przygotowuje sobie sam posiłki,a gdy już mają czas na wspólne gotowanie to pomagają sobie 🙂 Facet zajmuje się mięsem, ale nie brzydzi się zjeść sałaty, więc żonka robi dwie porcje sałatki zamiast jednej. Ot, cała filozofia. To naprawdę nie jest trudne, a jak chce się być z kimś, to dieta partnera nie jest żadnym problemem. Zawsze można się do czegoś przyczepić i podać to jako powód rozstania, ale uważam to za niedojrzałe postępowanie. Zdecydowanie trudniej jest żyć z kimś intensywnie trenującym, gdzie dieta jest bardzo przestrzegana i obliczana wg. składników odżywczych i wagi produktów. Wtedy to dopiero jest gotowanie dwóch obiadów i nie można jeść np. na mieście, gdzie party (mix) mogą spokojnie pójść na romantyczną kolację we dwoje. Mówię z autopsji, więc ciężkie jest życie dziewczyny „pakera”, ale nigdy bym nie pomyślała że miałabym zostawić go, z powodu diety. Jeżeli mu jest z tym dobrze, dla mnie jest to jakieś utrudnienie, ale łączy nas uczucie, a nie jedzenie! 🙂

    Polubienie

    • To fakt, może źle się wyraziłam, nie zostawiłabym kogoś, bo nagle przeszedł na dietę wege. Albo jak ktoś byłby fajny, to niech spada na drzewo, bo nie je mięsa. Ten przykład „dziewczyny pakera” znam osobiście, nie z autopsji co prawda, ale mam znajomą, która będąc w związku z pakerem też zaczęła tak strasznie liczyć kalorie, nie pije alkoholu wgle, chociaz wczęsniej bez problemu dawąło sie ją na piwo wyciągnąc. Trochę lipa. Dopóki faktycznie da się te dwie diety jakoś pogodzić i nie ma tego oszołomstwa pt. „nie dostaniesz buziaka bo zjadłaś kurczaka”, no to spoko. Ej, może mi się trafić dziecko, które nie toleruje glutenu i co, oddam, bo nie pogodze się z gotowaniem dwóch obiadów?

      Polubienie

      • Obecnie wszystko idzie tak do przodu,że co rusz jest nowa dieta i wchodzące na rynek z nią produkty. Jakoś nasi dziadkowie nawet nie wiedzieli co to gluten i przeżyli swoje lata,a teraz można być uczulonym na wszystko 🙂

        Polubienie

      • Bo teraz to się za bardzo z nami cackają. To chyba działa tak ze organizm mając styczność z danym czynnikiem od wczesnych lat się tak jakby na niego „uodparnia” i tak dziecko od małolata chowane z kotem czy psem w domu raczej uczulenia na ta sierść mieć nie będzie.

        Polubione przez 1 osoba

      • Czyli czy jest sens pakować się jako rodzic w tysiące diet, ograniczenia i alergie gdy dziecko może normalnie funkcjonować i „uodpornic” się na dane czynniki? Strzał w kolano robią sobie rodzice 🙂

        Polubienie

      • No hej, nie jestem lekarzem i pewności nie mam, ale ja pół dzieciństwa spędziłam na dworze latając z obdartymi kolanami, głaskając obce zwierzęta, chodząc boso, nikt się ze mną nie cackał, wychowywałam się z kotami i psem w domu- i żyję. A teraz odnosze wrażenie, że matki to jakieś takie przewrazliwione wariatki niektóre i wgle robią sobie strzały w kolano. Z usypianiem dziecka na przykład. Kiedy położysz dziecko na drzemkę w środku dnia i praktykujesz chodzenie na paluszkach, nie robisz nic, w ogóle nie ma Cię, nawet nie oddychasz przy tym dziecku, żeby go nie obudzić, to współczuję przyszłości, bo tak je nauczysz, że bedzie się budziło na każdy najmniejszy hałas. Wiesz, tez nie mówie, żeby używać przy śpiącym dziecku miksera, ale bez prezesady, bo potem pies zaszczeka głośniej, czy coś ci w kuchni spadnie, czy sąsiedzi będą krzyczeli zza ściany i całe usypianie dziecka w pizdu. Ja np. nie zasnę, jeśli rolety w pokoju są zasłonięte, nie przeszkadza mi muzyka, czy szum telewizora w tle (zazwyczaj), a moja siostra musi mieć całkowitą ciszę i ciemność. I moja mama potwierdza, że to właśnie kwestia tego jak byłysmy usypiane jako dzieci.

        Polubione przez 1 osoba

      • Kolega swojej malutkiej córce rzępolił na elektryku, dziecko śpi teraz w każdym hałasie, trzeba je tylko zmęczyć, bo to prądem napuszczone XD

        Z alergenami jest tak – co za dużo to niezdrowo. Są rzeczy, które uczulają bardziej i mniej. Kwestia dawkowania. Nie można trzymać dzieci w sterylnym środowisku, bo będą chorowite, ale też bez przesady. Chyba koty są mocno alergiczne – więc np kot w domu jest spoko, ale niech nie śpi z dzieckiem w łóżeczku. Jeśli orzechy uczulają, to nie znaczy że ma nie jeść orzechów, ale wszystko pomału. Niech matka nie wpierdziela od razu kilo orzechów po porodzie i dziecko do cyca, ale powoli. Bez cackania się, ale też trochę ostrożniej.

        Jak pisałam – nie sterylnie, ale może też nie w brudzie i syfie. Znaleźć ten złoty środek. Dziecko musi wykształcić w sobie system odpornościowy – nie rodzi się z nim, ale znikąd też go nie wyczaruje.

        Polubione przez 1 osoba

  4. Chyba najbardziej spodobał mi się kawałek „czy wyobrażacie sobie”. Wyobrażam sobie. Wszystko jest dla ludzi, wszędzie są granice. Odnośnie niejedzenia mięsa – staram się go unikać jak ognia, po prostu nie smakuje mi mięso, a nawet jeżeli mi smakuje jakoś mnie odpycha. Wolę zjeść – sałatę, tak – jak królik. Jeżeli chodzi o połączenie kobiety – mięsożernej i mężczyzny który jest wegetarianem – da się to pogodzić. Kobieta nie musi robić dwóch obiadów, po prostu jeżeli dla siebie robi schaboszczaka, dla faceta wrzuci jajko – które kotleta zastąpi – to jest 2 minuty różnicy, więc żadna różnica. Z drugiej strony jeżeli między partnerami jest podział obowiązków i gotują wspólnie lub na zmianę – z pewnością się dogadają. Z trzeciej zaś – spłyciłaś trochę kobietę jedynie do obowiązków kury domowej. Także pogodzić się to wszystko da.

    Co do całości tekstu. Wszystko rozumiem, ale nie rozumiem tego całego piętnowania i zaglądania w talerz. Irytuje mnie kiedy idę do restauracji, dookoła siedzą ludzie i zamiast skupiać się na swoich michach – patrzą w moją, to mnie denerwuje. Co do ludzi którzy mają dosłownego pierdolca na punkcie jakiegokolwiek „…..nizmu” to najchętniej szczeliłbym w ryj, tak po prostu. Bo stojąc po drugiej stronie – słyszę zupełnie to samo – nie jesz mięsa – ty jesteś cipą, jesteś idiotą itd. Chuj Ci do tego co mam na talerzu, chuj ci do tego czy mi to smakuje czy nie – pojadłeś, smakowało – to wypierdalaj i się nie wtrącaj. Proste.

    A teraz chcę więcej takich tekstów.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Nie dawanie dziecku mięsa to przesada. To samo jest z reszta z dorosłymi. Możecie mowić co chcecie ale z medycznego punktu widzenia produkty mięsne sa nam bardzo potrzebne bo np witamina B12 znajduje sie tylko w mięsie. A jej brak prowadzi do niedokrwistości której nie wyleczycie żelazem ani podawaniem kwasu foliowego. A niedobór kwasu foliowego wynikający z niedoboru wit B12 ma bardzo poważne skutki. Szczególnie dla płodu – niedorozwój układu nerwowego

    Polubione przez 1 osoba

    • To wiem, i żadnej witaminy nie da się zastąpić czymś innym, ale podobno witamina ta w niewielkim naprawdę niewielkim stopniu jest syntezowana w jelitach, tak ostatnio czytałam w internecie. Choć mnie też uczyli ze B12 jest tylko w mięsie. Z drugiej strony- wegeterianie żyją i maja się dobrze więc jakoś te braki uzupełniają. Gorzej gdy kobieta w ciąży stwierdza ze będzie jadła same owocki. Albo że od małego będzie robiła z dzieciaka wege. Bo w tym momencie naprawdę szkodzi dziecku i wydaje mi się ze to przez nieświadomość i właśnie ta chęć bycia fajnym, modnym i nie doczytanie o zapotrzebowaniu młodego organizmu na poszczególne składniki odżywcze.

      Polubione przez 1 osoba

    • A ja się nie zgodzę z tymi witaminami. Mięso akurat niezbyt dobrze wpływa na układ trawienny więc jestem w stanie przyjąć – że ktoś po prostu lubi mięso i dlatego je kupuje. Co do samego trybu odżywiania – z medycznego punktu widzenia, powinienem dawno nie żyć, a…. żyję !

      Zjadam jeden posiłek dziennie, na ogół 30 minut przed snem. Dość często jest to jakiś śmieć typu fastfood. Codziennie wypijam 2 kawy, które rzekomo odwadniają organizm – powinienem więc pić więcej płynów – by się nie odwodnić. Od wielu lat tego nie robię !

      Byłem na badaniach i wszystkie wyniki mam tak wzorowe, że lekarze się dziwili, że to nie możliwe – przy moim trybie życia. Jednak są, a witaminy mięsne w jakiś magiczny sposób zastąpiłem … właśnie czym…

      Także jest tu też drugie dno, które jest mi bliższe niż mrzonki o witaminach – inedia, która dość racjonalnie tłumaczy cały układ pokarmowy i pokarmy stawia nie jako coś niezbędnego do życia, a jako kolejny nałóg. Warto poczytać, a fajną książkę można pobrać za darmo tu: http://www.niejedzenie.info

      Polubienie

      • Cudnie, podeślij to bulimiczkom anorektyczkom- coś czuję, że jak ta informacja o inedii wypłynie w ich środowisku to nie będzie za fajnie.

        Wiem o czym mówisz: nie pijam na przykład w ogóle wody i soków, owoców jem bardzo mało, praktycznie jedynym co pije codziennie, regularnie i w naprawde sporych ilościach jest cola. Tak, ta niedobra cola mająca w sobie w chuj cukru. Figurę mam dobrą, mimo nie uprawiania relugarnie żadnego sportu poza łózkowymi zapasami. Staram się jeść raczej w miare przeciętnie, żadnej diety, żadnych pięciu posiłków dziennie, jak chodze do pracy to codziennie zjadam burgera na obiad. I w sumie nie jest najgorzej. Mogę nie jeśc przez cały dzień, mogę zjeść trzy obiady i mieć mało. Ale nie wiem czy potrafiłabym funkcjonować miesiące czy lata bez absolutnie żadnego jedzenia, tak jak to zakłada inedia. Plus, widzę po sobie, że gdy praktykuje taki tryb dłużej bez zjedzenia jakiegoś zdrowego posiłku, czy czegoś innego niż hamburger siódmy dzień z rzędu, to boli mnie głowa, robię sie osłabiona i śpiąca.

        Kazdy organizm jest inny. Ty możesz tak funkcjonować, może dziecko nie będzie mogło, dlatego powinno mu się dać wybór, bo jeśli będzie miało anemię, łamliwe kości czy inny syf to przez to, że nie mogło jeść tego co chciało (bo organizm się tak wycwanił, że będąc głodnym masz ochotę na to, co jest ci w tym momencie najbardziej potrzebne. Dawno nie dostarczaliśmy mu białka? Okej, wyślij do mózgu informację, że napiłbys sie szklanki mleka).

        Czytałam w internecie o kolesiu, który wypijał 10 puszek coli dziennie i przytył ileśtam kilo w ciągu miesiąca. Wyśmiałam to. Bo piję praktycznie samą colę codziennie od pięciu lat i moja waga się utrzymuje.

        A co do kawy- w niewielkich ilościach ma bardzo dobre działanie, pobudza mózg do pracy, poprawia zdolności matematyczne, pamięć i jeszcze takie inne bajery, których Ci teraz nie przytoczę. Dwie kawy to jeszcze chyba nie jest tak źle, znam ludzi, którzy dwie wypijają zanim jeszcze z domu wyjdą.

        Polubienie

  6. To normalne, że wszystko, co jest inne nas obraża, boli, bulwersuje i nie wiem, co jeszcze. Chcemy się pozabijać o wbicie komuś do głowy naszego zdania i tak też jest z jedzeniem mięsa. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mówię mojej babci, że od dzisiaj jestem zielonym strażnikiem humanitarnej śmierci. Jakkolwiek dyplomatycznie bym to powiedziała,ona i tak by mnie wyklęła. I tak samo jest wszystkimi, którzy wczuli się w swoją rolę za bardzo. Nadgorliwi wielbiciele natury to chyba grupa, która wywołuje u mnie najbardziej negatywne emocje.

    Polubione przez 1 osoba

  7. Czytałam jakiś czas temu książkę, w której pod sztafażem fantasy, skrywały się argumenty popierające wege i piętnujące mięsożerców. Znalazłam tam parę niezłych informacji, jak na przykład fakt, że zwierzęta hodowlane zanieczyszczają środowisko i przyczyniają się do powiększania dziury ozonowej bardziej, niż samochody i wiele, wiele innych. Sama historia dotyczyła akurat wymierania pszczół. Zresztą, zerknij na ten tytuł kiedyś przy okazji, może Cię zainteresuje – „Krew aniołów” Sinisalo.
    Sama nie jestem wege, ale przyjaźnię się z wegetarianką. Bez komplikacji wychodzimy razem coś zjeść, chociaż zazwyczaj mamy problem z wyborem lokalu 😉 Czasami rzuca jakieś komentarze o padlinie, ale nieszczególnie mnie to rusza. Zresztą ma dość ekspresyjny charakter.

    Ale dlaczego w ogóle pisałam o książce? Przypomniała mi inną informację a’propos wegetarianizmu dla całego świata. Podobno udowodniono, że populacja musiałaby się ileś tam razy zmniejszyć, bo jedząc same warzyw i owoce obecna ilość ludzi nie byłaby w stanie się wyżywić.

    Polubione przez 1 osoba

    • Dokładnie, potrzebna jest równowaga. A populacja nie dość, że nie maleje to jeszcze ma tendencję rosnąca i w ciągu następnych bodajże czterdziestu lat ma się zwiększyć o dwa miliardy.
      A książka, skoro fantasy, to może zerknę w wolnym czasie. Bardzo lubię ten gatunek 🙂

      Polubienie

  8. No i nie da się odpowiedzieć pod komentarzem.
    Bulimia i anoreksja to zupełnie inna bajka. A odnośnie osób które cierpią na te dolegliwości to wszystko jest możliwe, jeszcze nie tak dawno temu tasiemiec w tabletkach był również sposobem na odchudzanie.

    Inedia to jednak nie odchudzanie. Co do Twojego bólu głowy kiedy to nie dostarczasz pożywienia jest on spowodowany „podobno” uzależnieniem organizmu. Zaś inedia ma zupełnie inne działanie, przede wszystkim jest to przejście na inny poziom świadomości, bo jedzenia nie da się rzucić – tak o. To wymaga nieco więcej pracy i tyle.

    Co do samej kawy, tak zawiera ona antyoksydanty, które zbawiennie wpływają na organizm, i do trzech filiżanek dziennie – jest to nawet zdrowotne, nie mniej jednak – odwadnia i o to chodziło we wcześniejszym wpisie.

    A nawyków żywieniowych mamy sporo, praktycznie każdy ma inne. Mnie jednak osobiście wkurwia jeszcze jedna rzecz – nigdy nie jadam śniadania, a ludzie widzą w tym bardzo duży problem, więc nagminnie słyszę: „Jak będziesz się tak odżywiał to…….(pole do uzupełnienia)” – każdy ma bowiem swój oryginalny tekst, który czasami kładzie mnie na łopatki ;P

    Polubienie

    • Też nie jadam śniadań. Zwalnia to metabolizm i sprawia, że masz mniej energii od samego rana. W teorii. A w praktyce zawsze mi się pytają skąd ja tą energię biorę. No cóż, na pewno nie ze śniadań. Wampirem energetycznym chyba jestem ;D

      Polubienie

  9. Kilka problemów zawartych w jednym. Wiesz nie myśląc o związkach w których jedna osoba jest V to tak naprawdę czytajac teksty o mordowaniu zwierząt dla pokarmu człowiek zaczyna się zastanawiać nad rezygnacją z mięsa. Pozdrawiam.

    Polubienie

    • Nie za wiele moge wywnioskowac z tego jednozdaniowego komentarza, czytam trzeci raz i nic. Ale ja się nie zastanawiam nad rezygnacją z mięsa. Nie chcę z niego rezygnować, lubię je jeść- inni nie lubią, okej. Generalnie nie ma problemu, problem jest robiony z niczego, w momencie, w którym zaczynamy sobie nawzajem zaglądac do talerzy i wyzywać sie nawzajem.

      Polubienie

  10. Strasznie nie lubię tego zaglądania w talerze innym – naprawdę mało mnie obchodzi, kto co je, bo to indywidualny wybór (lub narzucony przez chorobę). Moja siostra cioteczna jest wege i nie ma żadnego problemu z tym, by zjeść posiłek razem z resztą rodziny (chociaż jemy mięso) lub podać swojemu dziecku zupkę z indyczkiem. Ba, sama ją robi!
    Myślę, że dopóki ktoś podchodzi do kwestii odżywiania z głową i nie narzuca innym swoich poglądów, wszystko da się pogodzić – w rodzinie i w związku 😉

    Polubienie

Podziel się swoją opinią