NIE BĘDZIESZ MI MÓWIŁ CO MAM CZYTAĆ

W wolnym kraju żyjemy przecież, dajcie spokój.

Jestem jeszcze w technikum, więc problem szkolnych lektur nadal mnie dotyczy- a zmagam się z nim już od jakichś jedenastu lat. Mówię problem, bo tym właśnie są lektury, dla mnie i dla większości uczniów. Warto wspomnieć, że jestem osobą bardzo lubiąca czytać i od małego dosłownie połykam książki. Lubię czytać. Zdarzało mi się, że potrafiłam kilkuset stronicową pozycję przeczytać od deski do deski w jeden dzień. Że zarywałam nocki tylko po to, żeby doczytać „jeszcze jeden rozdział” i jakimś cudem robiła się nagle piąta rano. Kiedy książka mi się spodoba czytam wszędzie gdzie tylko mogę i nic nie jest w stanie mnie od niej oderwać. Nigdy nie zdarzyło mi się to jednak z lekturą szkolną, do tego stopnia są w stanie zachwycić mnie tylko książki, które wybiorę sama dla siebie.

W podstawówce czytałam chyba każdą lekturę, ale miałam wtedy bardzo dużo czasu na wszystko; uroki bycia dzieckiem. Miałam czas na to, żeby zająć się lekturą, skończyć jakąś książkę, którą sama dla siebie wybrałam, obejrzeć bajkę, i jeszcze polatać po ogródku z kijkiem udając, że to miecz, albo pograć na ulicy w palanta- i to wszystko do momentu powrotu ze szkoły, do czasu „aż się nie ściemniło” (taka uniwersalana godzina powrotu do domu gdy Twój wiek jest jeszcze jednocyfrową liczbą) .Wraz z wiekiem czasu było coraz mniej,  książki coraz grubsze, a mnie coraz bardziej zniechęcało to do czytania- nie tylko lektur, ale czytania w ogóle.  No bo, gdyby ktoś kazał Ci jeść lody z pistoletem przy skroni, to jakby Ci smakowały? Pomijając już fakt, iż oprawca nie weźmie pod uwagę, że wolisz waniliowe od czekoladowych. Te waniliowe może byś jeszcze przełknął, nawet z przymusu.

Po co czytamy lektury?- pytam zawsze moich polonistów. Żeby zachęcić dzieci do czytania- dostaję w odpowiedzi. Żeby pokazać im jak duże wartości niesie ze sobą książka. Żeby utrwalić w śmiadomości młodego pokolenia dzieła tak wybitnych twórców jak Mickiwiecz, Sienkiewicz, Słowacki, Prus… Okej, rozumiem. Zakorzenianie polskości i tak dalej. Ale dlaczego nikt nie weźmie pod uwage, że historii Polski uczymy się już… no cóż… na historii? Od tego ten przedmiot przecież jest. Dlaczego nikt nie weźmie pod uwagę, że wszyscy Ci autorzy żyli w na tyle odległych od naszych czasach, że język użyty przez nich w ich dziełach jest pełen archaizmów i znacznie utrudnia odbiór już i tak nudnego tematu przez współczesną młodzież? Dlaczego wciska się na siłę dzieciom książki ponad ich poziom?

Pamiętam okres mniej więcej trzeciej klasy podstawówki. Ja z namiętnością zaczytywałam się w kilkudziesięcio-tomowych skandynawskich sagach, a niektórzy nadal mieli problemy z połączeniem literek tak, żeby uformować słowo. Niektórzy mają z tym problemy do dzisiaj i nazywają to dysleksją, ale mniejsza o to. Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby dzieciak, któremu odczytanie jednego zdania zajmuje dłuższą chwilę, chciał czytać ksiązki skłądające się z setek tysięcy takich zdań, które w dodatku zawierają nieznane mu słowa. Nie mówię, że ma nie czytać takie dziecko w ogóle- przeciwnie, im więcej będzie czytało, tym lepiej, polepszy w ten sposób swoje zdolności, ale niech czyta coś, co jest dostosowane do jego poziomu. Z nauką czytania jest jak z nauką pływania. Niby rzucenie kogoś na głeboką wodę jest znacznie szybszą i skuteczniejszą metodą, ale zawsze istnieje ryzyko utonięcia.

Sama się kiedyś rzuciłam na głeboką wodę i zrobiłam sobię sporą krzywdę. Mając jedenaście lat postanowiłam, że przeczytam Władcę Pierścieni. Książka napisana zdecydowanie nie dla odbiorcy mojego pokroju. Do Tolkienowskiej twórczości tak się zraziłam, że po książkę już nigdy więcej nie sięgnęłam, mimo iż sam świat przedstawiony wykreowany przez tego pana  i stworzoną przez niego historię bardzo lubię.

Moi poloniści mają też tendencję powtarzać, że gdyby nie lektury szkolne niektórzy nie czytaliby w ogóle niczego. Ekhem. Pani profesor? Oni nadal nie czytają niczego. Nawet pieprzonego streszczenia. I nie zauważy tego Pani, jeśli ktoś jest dość inteligentny. Wiem, bo sama nie czytam już lektur, mniej więcej od trzech lat. A z testów na ich temat zawsze dostaję piątki.

Czytam za to dużo innych książek.I nieskromnie przyznam, wiem jak to na mnie działa. Wiem, że każda przeczytana ksiązka w jakis minimalny sposób zwiększa zasób mojego słownictwa, kształtuje styl mojego pisania, pozwala mi tworzyć bardziej poprawne zdania. Wiem, że wpływa to na moją inteligencję, na zdolność logicznego myślenia, w dużej mierze także na charakter. Uczę się, poznaję świat dzięki ksiażkom, ale zwiększają one także moją chęć ruszenia się z domu i zobaczeniu prawdziwego życia, nie tego zamkniętego pomiędzy literami. Ksiązki rozbudzają we mnie ciekawość, karmią wewnętrzne dziecko, które we mnie siedzi i marzy, że któregoś dnia stanie do walki ze smokiem. Albo wyhoduje sobie własnego.

Żadna czytana z przymusu lektura mi tego nie da. Przyniesie jedynie frustrację, związaną ze świadomością, że zamiast czytać opisany trzynastozgłoskowym wierszem zajazd na Litwie mogłabym robić tysiąc innych rzeczy, które interesują mnie bardziej i które w jakiś sposób pomogą mi się rozwinąć.

Poza tym, oczekiwania nauczycieli wobec uczniów czytających lektury są także bardzo abstrakcyjne. Test z wiedzy- no dobra, jakos trzeba sprawdzić, czy dzieciak przeczytał. Ale można to zrobić pytając o ogólny sens utworu, ewentualnie o jakieś pierdoły, których raczej nie ma w streszczeniu, ale też są dośc łatwe do wyłapania. Lalka- powieść cholernie rozbudowana, z dziesiątkami bohaterów, z których każdy ma swoją historię. Ignacy Rzecki- bohater może nie dalekoplanowy, ale też nie bardzo jest istotny, na mature wystarczy pewnie wiedzieć, że ktoś taki był i w miare kojarzyć jego nazwisko. Miał psa- to musisz już wiedziec na teście z wiedzy o lekturze na lekcji języka polskiego. Musisz tez wiedzieć, że ten pies był pudlem i nie miał oka. Bo bez tej informacji jestes w czarnej dupie. Jezu, nie zwracam uwagi na takie szczegóły nawet jak czytam książkę z własnej woli. Opowiedzieć potrafię tylko ogólny sens i przytoczyć kilka scen, które wywarły na mnie największe wrażenie, ale bez przesady.

Najlepsze i tak jest to, że mimo tego wszystkiego  nauczyciel zada mi wypracowanie na temat Dlaczego warto czytać lektury szkolne?. Nie Czy warto czytać lektury szkolne?– tu mogłabym jeszcze wyrazić swoją opinię na ten temat, tak, jak zrobiłam to powyżej- ale Dlaczego…?; stanowisko, które mam przyjąć zostaje mi z góry narzucone, a ja musze wymyślać argumenty na poparcie czegoś, z czym kompletnie się nie zgadzam. Pozdrawiam polski system szkolnictwa, robicie to dobrze.

Jeśli spodobało Ci się w Podziemiu,  zachęcam do zostania na dłużej. Miejsca jest dosyć.Tutaj możesz podnieść kciuk w górę i pokazać, że podoba Ci się moja twórczość, oraz być na bieżąco z nowymi wpisami.

34 uwagi do wpisu “NIE BĘDZIESZ MI MÓWIŁ CO MAM CZYTAĆ

  1. Sama nie byłam fanką lektur szkolnych, jednakże rozumiem ich sens w szkolnictwie. Nie jest to żadna nowość w Polsce, ani w innych krajach za granicą że takie nazwiska(w Polsce) jak Mickiewicz, Sienkiewicz, Różewicz czy Szymborska trzeba znać i móc przytoczyć chociaż tytuł. Można mówić o nich, ale bez przeczytania ich tekstu nie poczujesz tego, co właśnie polonista chce Ci przekazać. Innym tematem jest sposób sprawdzania wiedzy czy sposób prowadzenia lekcji przez nauczyciela-ale to nie temat na teraz.
    Nie twierdzę, że wszystkie lektury są „wow” i mam je na półce, ale nawet po streszczeniu czułam, że warto do nich wrócić. Niektóre opowiadania/teksty nie są obowiązkowe, jak np Macchiavellego, a książka jest genialna i warta do przeczytania nawet gdy ma się wiek +50. Są i lektury, typu „Harry Potter” obowiązkowe w szkole podstawowej, które mają za zadanie pobudzić wyobraźnię-ale nawet ja, wielka fanka J.K.Rowling, pod presją czasu i że teraz muszę coś przeczytać i napisać pod klucz nie miałabym z tego żadnej przyjemności. Wszystko zależy od nas, jeżeli uprzemy się, że walczymy z systemem i nie będziemy czytać dla zasady, to częściowo robimy sami sobie kuku, bo coś nam ucieka, czegoś nie zrozumieliśmy i nie mamy możliwości dogłębnej analizy tekstu… Na studiach i w dalszym życiu nikt nie będzie badał Twojej znajomości tekstu, lecz gdy w rozmowie rzucisz porównaniem homeryckim, odwołasz się do znanego twórcy, wśród inteligentnego towarzystwa zabłyśniesz. Przed nimi i przed samym sobą, że kojarzysz, a coś tam w tej głowie jeszcze zostało z lekcji…

    Polubione przez 1 osoba

    • Do tego żeby zabłysnąć wydaje mi się ze nie wystarcza obowiązkowe w szkole lektury, które ktoś przeczytał bo musiał. Zabłysnie jak opowie o czymś co przeczytał poza szkolnym programem nauczania. Ja lektur nie czytam juz od jakiegoś czasu i wcale nie czuje się przez to uboższa, a naprawdę po miesiącu omawiania danej książki i przeczytaniu streszczeń i opracowań (kilku, nie jednego) coś tam się wie. Gorzej jak komuś się nawet do streszczenia nie chce zajrzeć, bo za długie.

      Polubienie

  2. Ech…

    Z systemem szkolnictwa jest trochę tak, jak ze wszystkim w polityce – szczególnie z gospodarką i służbą zdrowia. Jest kilka partii, które dochodzą do władzy na zmianę, każda z nich ma niby jakieś pomysły, ale reszta zawsze ma jakieś ale, do tego trzeba uważać na wyborców, z których większość nie wie, o co chodzi. A zresztą, wielu spośród polityków też nie. Bycie ekspertem szkodzi w byciu politykiem.

    I przez to wszystko nasz system szkolnictwa jest gówniany – jak wiele innych rzeczy – bo jest kompromisem, a nie dobrze przemyślaną i zaplanowaną całością. Smutne, ale prawdziwe. Na tym właśnie polega demokracja…

    Polubione przez 1 osoba

  3. Byłam w identycznej sytuacji – byłam, gdyż właśnie skończyłam swoją edukację. Dokładnie ten sam schemat. Nie raz nawet dziennie dwie książki Cobena, ale lektury? Y-y. Bezsens polskiej edukacji.

    Polubienie

  4. Lista lektur jest nieidealna, ale one same są potrzebne. Mickiewicz czy Słowacki to nie Księga Henrykowska, język da się zrozumieć, a to jest jednak rdzeń naszej kultury. Mówimy przecież cytatami z takich klasyków i nawet sobie z tego sprawy nie zdajemy często. Archaiczność nie jest dobrym argumentem kontra takim lekturom – Anglicy jakoś nie porzucają Szekspira, chociaż język i realia zmieniły się kosmicznie od jego czasów. Zgadzam się, że część lektur jest nudna, zwłaszcza dla dzieciaków („Nad Niemnem” to moja osobista porażka i nigdy do tej powieśic nie wróciłam), ale wiele z tych książek to świetna literatura i warto ludzi ku niej nakierowywać. Bo gdyby wszystkie lektury wybierali sobie sami, to… Cóż. Parę tygodni temu pytano młodzież o książkę roku – w badaniu wśród licealistów zwyciężyło „50 twarzy Greya”, czyli chłam nieopisany, aż żal to komentować. Bo to jednak nie jest tak, że nieważne, co czytają, byle czytali 🙂

    Polubienie

    • Sa jeszcze krótsze teksty omawiane na lekcji. Twórczość każdego z tych panów mozna omawiac na podstawie fragmentów które da się przeczytać na lekcji; chodzi tylko o to, żeby omawiając daną epokę miec pojęcie jak wyglądała twórczośc w tamtych czasach. I do tego naprawde wystarczy fragment dłuższego tekstu, wiersz, czy inna krótka forma literacka.

      Polubienie

      • True dat, ale tu nie chodzi o to, jak wyglądała twórczość w danej epoce. Takie „Dziady” ciągle w teatrach wystawiają, więc to nie o czas chodzi, tylko o jakość tekstu.

        Polubienie

      • Też rozumiem to, że ktoś się na przykład sztuką w ogóle nie jara. Nie rozumiem takiego kompletnego ogłupienia i jarania się fabułą „Dlaczego ja” i tym podobnych, ale rozumiem to, że kogoś może nie kręcić wyjście do teatru, czy oglądanie obrazów w galerii sztuki. Był, spróbował, nie spodobało mu się- ma na siłę chodzić do teatrów i galerii, żeby nie wyjśc na niewychowanego, nieobytego z kulturą buca? Sama mając do wyboru kino a teatr w większości przypadków wybrałabym kino. A najchętniej to bym się przejechała do Cannes, bo w kinach faktycznie znaleźc film perełkę jest ciężko.

        Polubienie

  5. Znowu przytoczę przykład zza granicy. Otóż, lektury w Anglii są, i to jakie! „Macbet” czy „Hamlet” Szekspira i „Myszy i ludzie” jakiegoś przedwojennego pisarza do dziś śnią mi się po nocach! ALE, ALE, jest wielkie ALE! Nie czytaliśmy ich prywatnie, w domu, sam na sam z językiem angielskim ze średniowiecza czy przedwojennym amerykańskim, tylko czytaliśmy na lekcji na głos i omawialiśmy codziennie po stronie. Może wydaje się to upierdliwe, ale z takich lekcji, gdzie omawiane było każde słówko, ówczesna epoka, kontekst historii i inne pierdu-pierdu, wyniosłam dużo więcej niż wyniosłabym z czytania tego sama w domu i w efekcie egzamin poszedł mi bardzo dobrze. Można?

    Polubienie

    • Moja polonistka tak z nami próbuje pracować na Lalce. Chwali się jej to, ale robi to tylko dlatego, że nikt z nas tego nie przeczytał w domu, a ona ma w planie miesiąc zajęc z tą książką. I jak ma je zrealizowac, skoro nikt (nikt. dosłownie, cała klasa) nie czytał? Postawiłaby nam buty a i tak lekcji nie zrealizuje. Więc się dostosowała i omawiała fragmentami na lekcji, na podstawie charakterystyk i tak dalej. Ale ciągle nas opierdziela i mówi że w wakacje mamy przeczytac i pierwsza lekcja polskiego po wakacjach mamy test z wiedzy. Łudzę się, że we wrześniu dostnaiemy innego polonistę, któremu się wmówi, że Lalka już przerobiona ;D

      Polubione przez 1 osoba

      • Ha! To zmotywuj całą klasę żeby coś zrobiła. Nam to wyszło przypadkowo. Wagary- zawsze się ktoś wyłamuje. Cała klasa nie ma zadania domowego z matmy- jedna osoba ma, i dupa. Zero solidarności xD W sprawie wycieczki klasowej i tego gdzie pojedziemy dogadujemy się drugi rok.

        Polubione przez 1 osoba

  6. Ja się ostatnio na fejsie dowiedziałam, że jak nie podobali mi się Krzyżacy albo Potop to jestem jebaną ignorantką i powinnam wrócić do szkoły i nadrobić braki w lekturach…A od kiedy zdanie „nie podobała mi się ta książka” oznacza to samo co NIE CZYTAŁAM TEJ KSIĄŻKI/NIE ZROZUMIAŁAM TEJ KSIĄŻKI? Po czym rozmówczyni stwierdziła, że ma dość DEBILNEJ MŁODZIEŻY wyznającej tylko harrego pottera (tak, to o mnie)
    i miałyśmy z koleżanką takie wtf, bo napisała to jakaś smarkula (z naszego pkt widzenia) także heloł. To, że ktoś przeczytał wszystkie lektury szkolne + inne ambitne arcydzieła pisarstwa to wcale nie znaczy, że się czegokolwiek z nich nauczył, bo czego jak czego, ale tamtej lasce brakowało umiejętności czytania ze zrozumieniem (przekręcała nasze słowa), była niekulturalna (chamskie odzywki do komentujących) i ogólnie nie podejrzewam, żeby była jakimś wybitnym gejzerem inteligencji.

    Polubienie

    • Ohoho, to tak jak mi moja polonistka mówi, że „Lalka to wybitne arcydzieło”, „Krzyżaków powinno się znać, to jedno z najpiękniejszych dzieł polskiej literatury”, „A nad niemnem, ach, te opisy cudowne na miliony stron”- no okej, kobieto, masz mnie uczyć, a nie przekazywac mi swoje opinie. Kiedy powiem, że mi się coś nie podobało, to tez wielce zdziwiona „Jak mogło mi się nie podobać?”- ano mogło, bo mnie naprzykład opisy ciągnące się na miliony stron nie jarają. A tacy Krzyżacy byliby tysiąc razy bardziej ciekawi, gdyby wrzucili tam smoka. Ksiązkę czytałam- a nie pamiętam z niej prawie nic. Poza akcją z jakąs chusteczką biała i „Mój Ci on”. Czytałam. Po prostu mnie to nie wciągnęło i owszem, oczyma po zdaniach przesuwałam ,ale nic z tego przesuwania nie zostało. A mogłam w tym czasie czytać coś ciekawszego, robić inne, fajniejsze rzeczy. Teraz otwarcie się przyznaje do nieczytania lektur i, jak pisałam, nie czuje się z tego powodu uboższa.

      Polubienie

  7. Zgadzam się z Tobą w 100% Sama nie cierpiałam lektur w gimnazjum i liceum. W podstawówce jeszcze były fajne, pamiętam jak uwielbiałam „Dzieci z Bullerbyn”, a „Anię z Zielonego Wzgórza” przeczytałam zanim dowiedziałam się, że to lektura i pochłonęłam całą serię! Co ciekawe, gdy zaczęliśmy to omawiaćna lekcji, dzinwym trafem moja sympatia do pierwszej części jakoś zmalała…
    W pierwszej klasie gimnazjum zetknęłam się z „Romeo i Julią’, doczytałam do dokłądnie 57 strony i stwierdziłam, że nic z tego nie rozumiem, od tego czasu wszystkie przerabiane lektury „czytałam” w formie streszczenia, (oprócz tzn „wolnej lektury” Christie, którą wybieraliśmy sami). Oczywiście nie mówię,że te ksiażki są bezwartościowe, tylko tak jak napisałaś – niedostosowane do wieku odbiorcy.
    I o ile ja poznałąm wcześniej fajne ksiażki, byłąm zachęcana przez rodziców do czytanie itd, to mam wrażenie, że nieczytajacych lektury jeszcze bardziej utwierdziły w swoim postanowieniu 🙂
    I gdzie tu sens lektur? Ja go nie widzę.

    Polubione przez 1 osoba

    • „Dzieci z bullerbyn”, „Bracia Lwie serce”, „Ania…”- o tak, to lubiłam! I tez przeczytałam długo przed tym jak były omawiane na lekcji. W ogóle za małolata kochałam książki Lindgren i Montgomery, przeczytałam prawie wszystkie jakie napisały. Tak lubiłam te autorki, że zrobiłam sobie listę napisanych przez nie książek i sobie odhaczałam, żeby przypadkiem żadnej nie przegapić. Gdy sobie teraz pomyśle o historiach opisanych w tych książkach to az chcę wrócić do czasów, gdy byłam dzieckiem i przeczytać je jeszcze raz 🙂

      Polubienie

  8. Nie lubiłam czytać lektur, dopóki nie poszłam do liceum. Będąc w klasie humanistycznej, patrzę na to trochę inaczej. Dogłębna analiza i interpretacja konkretnego dzieła daje zupełnie inny obraz, niż ten utrwalony w marnych streszczeniach. Poza tym, uważam, że są lektury, które zwyczajnie powinno się przeczytać i to nie po to, żeby zabłysnąć w towarzystwie. Czuję się niezbyt dobrze z faktem, że przez wzgląd na krótki czas mojego żywota, nie zdążyłam jeszcze przeczytać tylu trudnych, ale wybitnych pozycji. Jest to również spowodowane fatalnym doborem książek, które musimy omówić. Sto razy bardziej wolałabym „Krzyżaków”, niż jakąś śmiesznie gimnazjalną młodzieżówkę. No a do tego jeszcze, na liście lektur zawsze znajdą się takie perełki jak „Mistrz i Małgorzata”. Dla takich pozycji warto czytać to, co zostało nam z góry narzucone!

    Polubione przez 1 osoba

  9. A ponoć zestaw lektur już nie jest tak skostniały, jak był w zamierzchłych czasach, tzn 10 lat temu… Załamałam się poziomem nauczania języka/literatury (bo na j.polskim nie tylko polskie książki się zdarzają) – poznałam tegoroczną maturzystkę. Nie słyszała o Orwellu. Nie czytała Roku 1984, nie czytała Folwarku zwierzęcego (no dobra, tego, że nie przeczytała „Wiwat aspidistra” akurat nie mam jej za złe, bo to nie jest wybitne dzieło). Załamałam się. Po pierwsze samym „kanonem lektur”, skoro nie omawia się nawet fragmentów ww książek. Po drugie systemem, który kształci ameby umysłowe. Nie wszystkie lektury są złe, mi akurat „Lalka” się całkiem podobała. Natomiast usunęłabym wszystkie nowelki „negatywistyczne” o tych Jankach, muzykantach i innych kamizelkach. Ze względu na rosnące pokolenie niecałkiem sprawnych umysłowo „patryjotów” należałoby dodać literatury wojennej, jak również autorów cenzurowanych za komuny. Ale to kolejny temat na doktorat.

    Polubienie

    • Lalka, okej, może i jest dobrze napisana. Koleś stworzył mega rozbudowaną fabułę i pisał o niektórych rzeczach kminiąc jak to przecisnąć przez ówczesną cenzurę. Mi nie podobała się, bo ja po prostu lubię zupełnie inny typ książek. Od kiedy w gimnazjum dostałam do łapki książkę polskiej fantastki (fantasta, fantastka- tak to się odmienia?) Mai Kossakowskiej zakochałam się w fantastyce. W Polskiej to już w ogóle. Lubię horrory, lubię kryminały, lubię fantasy- tego gatunku książek nie omawia się niestety na lekcjach. No i preferuję literaturę współczesną, rzadko sięgam do książek napisanych dalej niż parę dekad temu.

      Polubienie

      • Przez długie lata nie trawiłam kobiecej fantastyki. Bo na widok opisów o „matowym połysku” i sformułowań „piękny i dziki jak oswojone zwierzę” (oba kwiatki z Kossakowskiej bodajże) robi mi się słabo. Ale muszę przyznać, że zarówno Ruda sfora jak i saga anielska są git. Tak samo Kozakowa jest niezła.
        Istnieje jednak pewnego rodzaju nieformalny kanon literatury, które powinni znać ludzie chcący uchodzić za kulturalnych. I to nie chodzi mi o starocie sprzed kilku dekad, ale np o Księcia Macchiavellego, sprzed kilkuset lat. Są po prostu książki, które były zbyt istotne dla świata, żeby ich nie znać. Nie uznam za kulturalnego człowieka, który nie zna Mistrza i Małgorzaty, Roku 1984, Księcia. Ale z drugiej strony – dużo sztywniaków nadal nie rozumie, że częścią tego kanonu są też Tolkien, Lem, LeGuin. Można tych autorów nie lubić, można czytać dla przyjemności wyłącznie turecką prozę z lat ’50 ale trzeba ich znać.

        Polubienie

      • Znać. Ale czy to znaczy, że musze się zmusić do przeczytania książki (taki Tolkien to dość sporawy jest, czytanie tego, jesli nie miałoby się z tego przyjemności byłoby katorgą) czy wystarczy, że będę mniej więcej kojarzyła autora, to kim był i potrafiła tez opowiedziec co nieco o jego dziełach? wiem, że najtrafniej byłabym się w stanie wypowiedziec po faktycznym przeczytaniu ksiązki, ale czy to, że ktoś nie lubi wymienianych przez Ciebie dzieł i nie czytał ich (ale zna je i kojarzy) czyni go z miejsca osobą nieobytą z kulturą?

        Polubienie

      • Znać i kojarzyć to już coś. Ja też nie przeczytałam różnych książek, które wypada znać kulturalnemu człowiekowi. Ale właśnie chociaż je lub ich autora kojarzę. Książę też łatwym dziełem nie jest, ale dla kogoś, kto chce choćby zrozumieć mechanizmy polityki jest pozycją obowiązkową. Niektórych książek nie czyta się dla przyjemności, tylko dla konkretnej wiedzy (i nie mówię o podręcznikach).
        Cały czas boli mnie przypadek tej nieszczęsnej maturzystki, która o Orwellu nawet nie słyszała. Zwłaszcza, że dość często po zakończeniu edukacji podstawowej (czyli szkoła średnia, nie podstawówka) ludzie sięgają po znacznie mniejszą ilość książek i szanse na to, że dziewczyna nadrobi takie zaległości są znikome. Niestety szanse za to są ogromne, że jest wierną czytelniczką E.L. James. Uprzedzając pytania – nie, czytanie byle czego nie czyni człowieka kulturalnym.

        Polubienie

      • Eh, może czytanie Greya nie szkodzi ludziom, którzy mózg posiadają, ale nie grzesz chałą więcej 😛 Istnieje mnóstwo dobrze napisanej erotyki, szkoda neuronów na to.
        PS. Wierzę w Ciebie 🙂

        Polubienie

    • O, to nie tylko maturzyści. Mam w rodzinie wykładowców akademickich – ich historie o studentach bywają ponure (a może raczej zabawne, nie wiem sama). Dawno, dawno temu moja promotorka przepowiadała, że staniemy się społeczeństwem obrazkowym i miała rację. Inna sprawa, że kiedyś czytanie klasyki było swego rodzaju snobizmem, pozytywnym w sumie – jak człowiek chciał uchodzić za intelektualistę, brnął dzielnie przez tych Cortazarów i Dostojewskich. Poza tym co miał robić, gdy internetu nie było albo był okropnie drogi 🙂 Teraz w pewnym sensie panuje przyzwolenie na ignorancję, znajomość kulturalnego kanonu wydaje się coraz większej liczbie ludzi zbędną fanaberią i mamy dziennikarki, które dają się zagiąć zagranicznym aktorom pytaniem o polskiego reżysera albo chcą przeprowadzać wywiad z nieżyjącym pisarzem.

      Polubienie

      • Bułhakow może i nie, ale wydawało mi się, że jego uniwersum jest dośc znane. Ale może to tylko moje odczucie bo po prostu w moich kregach dużo się o tym mówi i dziwne było dla mnie to, ze ktoś go nawet nie kojarzy.

        Polubienie

      • Czysto technicznie – nie ma potrzeby pisania o Głuchowskim Glukhovski. Dziwne jest, że tak są podpisywane jego książki w Polsce, jako że u nas jest praktykowane spolszczanie rosyjskich nazwisk (vide Dostojewski), zamiast używanie zangielszczenia. Nie wiem czemu wydawnictwa przyjęły ten sposób.
        Druga rzecz – o ile uniwersum Metro jest ciekawym zjawiskiem, o tyle wg mnie jeszcze na kanon nauczania „nie zasługuje”. Fajnie czytać postapo, ale ponownie – wypada znać klasykę, choćby Piknik na skraju drogi 😉 W Metrze jest sporo nielogiczności i skrótów, czyniących literaturę łatwiejszą w odbiorze, jednak mniej spójną i wiarygodną. A nawet fantastyka może być do jakiegoś stopnia wiarygodna. Co nie znaczy, że też się w Metrze nie lubuję ^^

        Polubienie

      • Ja mam spore problemy z wyłapywaniem nielogiczności. Zawsze gdy oglądam z kimś film to zazwyczaj on się przyczepia do niespójności w fabule, a ja biore z połykiem (choć robię ostatnimi czasy postępy i też mi się zdarza wyłapać, że coś nie trybi).

        Polubienie

  10. Będąc w szkole praktycznie nigdy nie czytałem lektur. Jedną z nielicznych było chyba w pustyni i w puszy, większość odpuściłem. I tak jak wspomniałaś – nie czytałem nawet ściągawek, a jakoś się udawało i wszyscy myśleli że czytam. Z drugiej strony – szacunek dla nauczycieli, którzy nie wmuszali mi na siłę, kryminały przerabiałem z prędkością światła i nauczyciele to wiedzieli – może dlatego odpuszczali kiedy na pytanie o lekturę prawdopodobnie wymyślałem swoją lepszą wersję.

    Co do czytania to wiem, że w ten sposób nie da się nikogo zachęcić do czytania, szczególnie że lektura – jest czymś obowiązkowym, a nikt obowiązków nie lubi.

    Podobny problem był w szkole muzycznej, kiedy nauczyciel chciał realizować program – muzyka poważna, a każdy uczeń chciał realizować „swój klimat muzyczny”. Na szczęście i tu trafiłem na mądrego gościa, który stwierdził krótko – czym szybciej zrealizujemy narzucony program, tym szybciej przejdziemy do waszych utworów. Efekt był świetny, gdyż w połowie semestru program był przerobiony, a drugą połowę poświęcaliśmy na prawdziwą pasję, bez przymuszenia itd.

    Polubione przez 1 osoba

Podziel się swoją opinią